Punkt G uważany jest za jedno z najbardziej erogennych miejsc na ciele kobiety, przez wiele osób stawiany tuż za łechtaczką. W przeciwieństwie jednak do klitorisu jest odszukanie nie jest tak łatwe, a nawet nie zawsze jest możliwe. A nawet jeśli, to wcale nie jest punktem… Sposoby stymulacji tych dwóch miejsc także mogą się różnić. Wprowadźmy więc dziś trochę porządku w miejsce, w którego istnienie jeszcze 50 lat temu nie wierzono, a i dziś jego lokalizacja nie dla każdego jest formalnością.
Punkt G – co to?
Zacznijmy od odrobiny historii. W latach 50 ubiegłego wieku żył Ernst Gräfenberg, niemiecki lekarz, który badał seksualność kobiet. Zawdzięczamy mu między innymi prace nad wkładką domaciczną, czyli popularnym do dziś środkiem antykoncepcyjnym (ale nie jej wynalezienie, jak podają niektóre źródła łącznie z Wikipedią). Badał zresztą wiele aspektów kobiecego ciała, w tym właśnie jego uważa się za „ojca” punktu G. Opisał go jako pierwszy w pracy badawczej – przynajmniej w Europie, bo na Dalekim Wschodzie czy w Azji był on znany dobre tysiąc lat wcześniej.
Te kilkadziesiąt lat temu nie zastanawiano się jednak gdzie jest punkt G, a raczej „czy on jest”. Nie do końca wierzono w jego istnienie, nie mówiąc o potwierdzeniu lokalizacji czy roli tego miejsca. Zresztą rola do tej pory nie jest pewna.
Na większą popularność miejsce to musiało czekać do lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku, wtedy też ukuto powiedzenie „Punkt G”, na cześć właśnie nazwiska Gräfenberga. Idźmy więc go szukać.
Jak znaleźć punkt G?

Na początku zaznaczmy, że punkt G nie jest punktem. Jest obszarem mającym od około 1×1 cm2 do około 2×2 cm2, w zależności od kobiety. Znajduje się na górnej ściance pochwy, mniej więcej 3-5 cm w jej głębi. Jedną z metod pozwalających go zlokalizować jest po prostu wsuniecie palca, lekko wygiętego do góry, w głąb pochwy. Powinien być wyczuwalny dotykiem, łatwy do rozróżnienia od otaczającej go tkanki. Jego struktura jest bowiem trochę inna, zazwyczaj jakby gąbczasta i ziarnista.
Jednak samo włożenie palca nie wystarczy – konieczne są też odpowiednie do tego warunki. Punkt G można wyczuć wyraźnie (lub wyraźniej) dopiero wtedy, gdy kobieta jest odpowiednio pobudzona. To podniecenie powoduje, że punkt G powiększa się, uwypukla, staje się możliwy do odróżnienia. Szukając punktu G na sucho możecie się rozczarować i nie wierzyć w jego istnienie. Stąd też może brać się przekonanie o jego mityczności – po prostu najpierw trzeba się postarać o entourage, dopiero później ruszyć na jego poszukiwanie.
I po co go szukać?
Punkt G jest uważany za jedno z bardziej erogennych miejsc na ciele kobiety, więc i szukanie go ma jeden cel – przyjemność. Dzięki odpowiedniej stymulacji można zwiększyć rozkosz podczas gry wstępnej, seksu, samomiłości. Część specjalistów używa nawet terminu „orgazm punktu G”, który ma być powodowany właśnie przez stymulację tego miejsca. Inni z kolei uważają, że orgazm jest jeden, a kobiece miejsca intymne są połączone tak gęstą siecią nerwów, że ciężko mówić o powiązaniu orgazmu wyłącznie z jednym punktem czy miejscem. Tu pojawia się pojęcie platformy orgazmicznej, mówiące o tym, że wagina i pochwa są po prostu systemem naczyń połączonych.
Dodajmy też, że w okolicach punktu G umiejscowione są tzw. gruczoły Skenego i jego odpowiednie pobudzenie może prowadzić do zjawiska zwanego jako squirting, czyli kobiecy wytrysk. Może – nie musi. Podobnie jest zresztą samym punktem G – on też być nie musi.
Czy każda kobieta ma punkt G? A mężczyzna?
Większość wytrawnych kochanków płci dowolnej jest w stanie potwierdzić, że faktycznie czuli „pod palcem” punkt G. Duża liczba kobiet także da głowę, że odczuwa jego stymulację. Tymczasem fachowcy, czyli naukowcy, twierdzą, że nadal nie można powiedzieć, że punkt G na pewno istnieje. Dziwne, ale prawdziwe. Jednak nawet ci, którzy potwierdzają jego istnienie dodają, że nie każda kobieta musi go mieć. Jest więc możliwość, że nawet przy bardzo dużym pobudzeniu seksualnym jego lokalizacja się nie uda.
Jak ciekawostkę powiedzmy, że o ile nie każda kobieta ma punkt G, to ma go każdy mężczyzna. Dokładniej rzecz biorąc – jego odpowiednik, czyli prostatę. Podobno stymulacja prostaty powoduje przyjemność bardzo podobną do stymulacji punktu G. W dodatku w wydzielinie powstającej podczas squirtu znajdują się hormony, które ma również prostata.
Stymulacja punktu G
Przejdźmy do części praktycznej – jak stymulować punkt G?
Jeśli jest to wasza pierwsza z nim przygoda, bo wcześniej nie udało się go zlokalizować, to sugerujemy stymulację delikatną. Taką zapoznawczą, by poznać, jak to miejsce reaguje na pieszczoty i co najbardziej lubi. Prawdopodobnie okaże się, że jest to masowanie punktu G i naciskanie na niego. Wykonywanie palcem ruchu okrężnego, kiwającego albo właśnie pulsujący nacisk bardzo często okazują się tym, na co punkt G reaguje najsilniej. Wcale niekoniecznie skuteczna będzie stymulacja delikatna, bo właśnie stanowczy nacisk często wywołuje lepsze efekty.
Jest to jednak, jak większość rzeczy podczas aktywności seksualnej, kwestia indywidualna. Gdy odkrywacie punkt G samodzielnie, możecie wypróbować wszelkie dowolne techniki. Gdy robi to osoba partnerująca, to nie krępujcie się mówić o tym, co powinna robić. Mocniej, delikatniej, a może nawet wcale, bo jeśli próby są zupełnie nieporadne, to zamiast przyjemności powodują irytację.
Palce są zazwyczaj pierwszymi „akcesoriami’ wykorzystywanymi do stymulacji punktu G i poznawania jego możliwości. Absolutnie jednak nie jedynymi.
Dildo, masażery i wibratory do punktu G
Często lepszy efekt niż stymulacja palcami da posiłkowanie się odpowiednimi akcesoriami. Odpowiednimi – bo nie każdy gadżet będzie tu pomocny. Zwracamy uwagę na wibratory do punktu G. Ich specyficzna budowa zakłada wygięcie trzonu do góry, by po wprowadzeniu do pochwy końcówka była od razu skierowana na okolice, gdzie znajduje się punkt G. Takie wibratory mają zakończenie albo klasyczne, stożkowe, albo jeszcze lepsze – lekko spłaszczone, a przez to szerszą powierzchnią naciskające na punkt G.
Jeśli preferujecie dildo czy niewibrujący masażer, to również szukajcie takiego, który ma końcówkę odpowiedni wyprofilowaną. Może to być wygięcie, może być kulka na końcu. Dzięki temu można masować punkt G i naciskać na niego na przeróżne sposoby i właśnie punktowo. Klasyczna budowa przypominająca penisa czy gładką pałeczkę raczej się nie sprawdzi. Sam penis też ma zresztą problem z punktem G.
Jakie pozycje seksualne do punktu G?
Zazwyczaj podczas penetracji penisem punkt G nie jest specjalnie pobudzany. Członek prześlizguje się po nim w drodze do dna pochwy, nie zaś skupia się na jego stymulacji. Jeśli chcecie wykorzystać potencjał puntu G, musicie wybrać odpowiednią pozycję do seksu. Powinna być ona taka, by penis możliwie stanowczo naciskał na przednią ścianką pochwy. Na szczęście do takowych zaliczają się dwie spośród bardzo często wybieranych pozycji.
„Na pieska”, z kobietą wypinającą pośladki w stronę mężczyzny, oraz „na łyżeczkę”, gdzie oboje partnerów spoczywa na boku, z mężczyzną z tyłu. W pierwszym przypadku gwałtowność ruchów mężczyzny, charakterystyczna dla doggy style, może być plusem i faktycznie intensywnie pobudzać punkt G. Druga pozycja jednak też ma swoją zaletę – możliwość swobodnej stymulacji łechtaczkowej przez kobietę lub partnera, jak również pieszczoty piersi, karku, szyi, pocałunki, co też znakomicie zwiększa satysfakcję fizyczną i psychiczną z seksu. Część kobiet deklaruje też, że stymulację punktu G odczuwa szczególnie intensywnie podczas stosunku analnego.
Bardziej zaawansowani w sztuce miłosnej mogą próbować pozycji z Kamasutry, skupiających się właśnie na punkcie G, albo seksu tantrycznego.
Jak pieścić punkt G językiem?

Takie pytanie znaleźliśmy w otchłaniach Internetu. Znaleźliśmy też odpowiedź na nie – że tak, seks oralny to świetna okazja, by poświęcić się punktowi G i pieścić go językiem.
Nie. To nie jest prawda. Co prawda są osoby, które mogą polizać się we własne oko czy poddały się frenotomii (podcięciu wędzidełka języka) by np. wpiąć sobie kolczyk w język, co wcale nie jest nietypowe wśród zwolenników body modyfication. Jednak wsunięcie języka na tyle głęboko do pochwy, by można było lizać punkt G i naciskać na niego jest niemożliwe dla przeważającej większości chętnych na eksperymenty. Anatomia na to nie pozwoli. Niestety. I jeszcze jedna ciekawostka:
Punkt G można sobie… zmienić
Kobiety pragnące większej satysfakcji seksualnej z pobudzenia punktu G mogą go sobie… powiększyć. Dokładnie tak. Istnieją zabiegi ginekologii estetycznej, które pozwalają na to – jest to tak zwana augmentacja punktu G. Ma też bardziej poetycką nazwę – zastrzyk orgazmu. Podczas tej procedury w przednią ściankę pochwy wstrzykuje się kwas hialuronowy, kolagen albo tłuszcz własny, pobrany podczas liposukcji. Zabieg ma powodować uwydatnienie punktu G, większą jego jędrność, a co za tym idzie mocniejszą wrażliwość na stymulację i poprawę życia seksualnego. Niestety nie mamy danych o tym, na ile procedura jest naprawdę skuteczna, na pewno jednak nie należy do tanich, bo kosztuje 2-3 tysiące złotych za efekt utrzymujący się do 2 lat.
